Humor

Kupiec łódzki w przededniu rozprawy sądowej, musiał wyjechać w interesach do Krakowa. Prosi więc swojego adwokata, aby ten telegraficznie zawiadomił go o wyniku rozprawy. Po rozprawie adwokat nadaje depeszę:
- "sprawiedliwość zwyciężyła".
Kupiec przesyła odpowiedź:
- "natychmiast wnieś pan apelację"!


Młody człowiek został sprzedawcą w hipermarkecie. Pod koniec pierwszego dnia szef wzywa go do siebie:
- No, jak tam? Ilu klientów pan obsłużył?
- Jednego.
- Bardzo, bardzo marnie, sprzedawcy obsługują dziennie po 30-40 klientów. A jaki ten pana klient zapłacił rachunek?
- Około 500 000 złotych.
- Czy pan zwariował? Co on kupił?
- Najpierw mały haczyk na ryby, potem średni, a potem duży...
- I co jeszcze?
- Cienką żyłkę, potem średnią i grubą. Dalej dwie wędki, strój wędkarza i komplet przyborów. Zgadaliśmy się, że będzie łowił na dużym jeziorze, więc zaprowadziłem jego do działu z łodziami motorowymi i kupił z podwójnym silnikiem. A, że jego Corsa nie mogła uciągnąć przyczepki, to zdecydował się na nowy samochód.
- Młody człowieku pan jest genialny! To wszystko sprzedał pan facetowi, który przyszedł po haczyk na ryby?
- Tak naprawdę, to on przyszedł po paczkę tamponów dla żony. Więc mu powiedziałem: - weekend ma pan wolny. Może by tak wyskoczyć na rybki?


Zajączek otwiera sklep. Wywiesza odważny napis: "Tu kupisz wszystko". Wilk postanawia zagrać zajączkowi na nerwach, przychodzi do sklepu i mówi:
- Poproszę bułki z prądem.
Zajączek zastanowił się chwilkę, przekroił bułkę na dwie połówki i w środek włożył baterię. Taką bułkę podał wilkowi. Wilk niezadowolony, że kawał się nie udał, postanowił jeszcze się nie poddawać.
Następnego dnia poszedł do sklepu i tak powiedział zajączkowi:
- Poproszę dwa kilo nica.
Zajączek nie wiedział, co zrobić, - więc zaprowadził swojego klienta do piwnicy i powiedział:
- Co tu widzisz?
- Nic, - odrzekł zaskoczony wilk.
To bierz dwa kilo i spadaj!!!


Idący plażą kupiec znalazł w piasku butelkę. kiedy ją otworzył, z butelki wyleciał potężny dżin i powiedział:
- Uwolniłeś mnie z niewoli w butelce, więc spełnię trzy twoje życzenia. Ale pamiętaj, to o co poprosisz, twój sąsiad i konkurent otrzyma podwójnie: Kupiec zastanowił się chwilę.
Chcę 10 mln. dolarów....
W tym momencie na jego koncie w banku pojawiło się 10 mln, a na kocie konkurenta 20 mln dolarów.
- Chcę najnowszy model Mercedesa.
Przed domem kupca zmaterializował się piękny samochód. Ale przed domem sąsiada pojawiły się dwa takie same eleganckie Mercedesy.
- I chcę zostać honorowym dawcą jednej nerki - zakończył życzenia kupiec.


Wpada zajączek do sklepu i mówi: poproszę pół kilo szynki.
Sprzedawca zwarzył, zapakował i dał zajączkowi.
Zajączek na to wyjmuje pistolet i strzela "pif, paf".
Sprzedawca pada zabity, a zajączek na to: "TO ZA PROSIACZKA".


Mosiek był bardzo pracowity. Zaczął handlować lodami na placu bankowym - wprost z kartonu.
Po roku sprzedawał lody z podręcznego wózka, a po trzech - był już właścicielem małej lodziarni, stojącej w tym atrakcyjnym punkcie miasta.
Któregoś dnia do lodziarni wchodzi znajomy Mośka - Icek.
- Mosiek, miło cię spotkać po latach! Jak idzie interes?
- Nie narzekam, a co u ciebie?
- Nie jest dobrze. Potrzebuję pożyczki... a może ty pożyczysz mi 1000 zł na tydzień?
- Absolutnie wykluczone!
- Ale dlaczego absolutnie?
- Icek, widzisz ten bank?. Ja mam z nimi taką umowę: ja nie pożyczam pieniędzy, a oni nie sprzedają lodów.


Kupiec wysłał do hurtowni zamówienie, na dużą partię towaru. Hurtownik już miał wysłać towar, gdy zauważył - przeglądając rachunki, że kupiec nie zapłacił poprzedniego rachunku.
Wysłał więc do kupca faks: "Pańskie zamówienie zostanie zrealizowane natychmiast po tym, jak zapłaci pan za poprzednią partię towaru".
Odpowiedź przyszła błyskawicznie:
- "Proszę anulować zamówienie. Nie mogę czekać tak długo".


Przed sklepem w lesie stoi w kolejce mnóstwo zwierząt: niedźwiedzie, lisy, wilki, jeże itp...
Przez kolejkę przepycha się zając. Rozpycha inne zwierzęta łokciami, wreszcie jest na początku kolejki! W tym momencie łapie go niedźwiedź,
- Ty zając, gdzie się wpychasz? Na koniec.
I mach! Odrzuca go na koniec kolejki.
Zając znowu się przepycha do przodu, ale znowu chwyta go niedźwiedź i odrzuca na koniec.
Zając powtarza swój wyczyn jeszcze kilka razy i za każdym razem niedźwiedź wyrzuca go na koniec.
Wreszcie obolały Zając otrzepuje się z kurzu i mówi do siebie:
- Nie to nie. Nie otwieram sklepu!


Do stoiska monopolowego podchodzi klient:
- Dzień dobry, nazywam się Jan Kowalski i chciałbym kupić pół litra czystej wódki, może być Bols.
- Proszę bardzo - mówi sprzedawczyni - I wcale nie musi mi się Pan przedstawiać!
- Ależ droga pani, ja nie jestem anonimowym alkoholikiem.


W jednym przedziale w pociągu jadą: zamożny kupiec, chrześcijanin i ubogi chasyd.
Kupiec otwiera małą walizeczkę, rozkłada na kolanach ścierkę i zaczyna zajadać bułki z dobrą wędliną.
Widząc to, Żyd wyciąga ze swojego worka papierową torebkę pełną łbów od śledzi. Wyciąga po jednym łebku i obgryza, wysysa bardzo głośno. Kupiec zerka na Żyda z zaciekawieniem i w końcu pyta:
- Przepraszam, dlaczego je pan same łby od śledzi - przecież sprawia to panu wiele kłopotu, a najeść się tym raczej trudno?
Żyd mu na to odpowiada:
- Faktycznie, nie są zbyt pożywne, ale za to znakomicie pomagają na myślenie!
- Doprawdy? - dziwi się kupiec - A... mógłbym spróbować tego znakomitego leku?
- Cóż.... Poczęstować pana nie mogę, bo to moje ostatnie, ale mógłbym odsprzedać, po 10 zł za sztukę.
Kupiec zgadza się, kupuje od Żyda jeden łeb i zaczyna "obrabiać".
Obgryza go, oblizuje, wysysa, nagle odzywa się:
- Zaraz, zaraz, ale za 10 zł mógłbym przecież kupić cały kilogram śledzi!
Na to Żyd z uśmiechem:
- Widzi pan? Już skutkuje.


Jasio Kowalski stoi za ladą sklepu. Zbliża się godzina zamknięcia, a tu klientów ani śladu.
W ostatniej chwili wpada gość, prosi o kopertę, rzuca na ladę złotówkę i nie czekając na wydanie reszty wybiega ze sklepu.
W domu żona pyta Jasia:
- Jaki dzisiaj był obrót?
- Obrót był minimalny - wyznaje małżonek - ale za to dochód był bardzo wysoki.


Adolf Dymsza wszedł kiedyś do sklepu spożywczego w Warszawie.
- Dzień dobry - powiedział uchylając kapelusza.
- Dzień dobry - odpowiedziały ekspedientki, poznając ulubionego aktora.
- Kochanie, czy jest kiełbasa?
- Nie ma!
- A czy jest masło?
- Nie ma!
- To może są jajka?
- Niestety, też nie ma.
- A czy jest kierownik sklepu?
- Jest! - wykrzyknęły ekspedientki, szczęśliwe, że mogą czymś zadowolić Dymszę.
- W takim razie po co? - odpowiedział Dodek i wyszedł ze sklepu.


Kupiec żydowski leży na łożu śmierci. Dookoła stoi grono wiernej rodziny.
Kupiec pyta:
- Salcio, żono ty moja, czy ty tutaj jesteś?
- Jestem mężu.
- Mosze, synu? A ty jesteś?
- Jestem tato, jestem.
- A ty córko, jesteś przy mnie?
- Jestem tato, jestem.
Kupiec unosi się na posłaniu i zdenerwowany pyta:
- To do cholery kto jest w sklepie??


Przychodzi królik do sklepu i pyta:
- czy jest zgniła sałata?
Sprzedawca odpowiada:
- nie ma.
Następnego dnia przychodzi królik do sklepu i pyta:
- czy jest zgniła sałata?
Sprzedawca odpowiada:
- Jest.
Na to królik:
- SANEPID!


- Zapłaciłem za pięć pomidorów, a pan zapakował tylko trzy.
- Tamte dwa były zgniłe, to co miałem pakować?


Idzie sobie prezes banku przez ulice, stoi żebrak na ulicy i mówi:
- Dzień dobry panie prezesie.
- Dzień dobry, pan mnie zna?
- Tak, pracowałem kiedyś w pana banku, ale mnie pan zwolnił.
Prezes idzie dalej, widzi kolejnego żebraka.
- Dzień dobry panie prezesie.
- Pan też mnie zna?
- Tak, pracowałem kiedyś u pana, ale mnie pan zwolnił.
Idzie prezes dalej, widzi kolejnego żebraka szperającego w śmietniku.
- Dzień dobry panie prezesie.
- Pana też zwolniłem?
- Nie, ja jeszcze u pana pracuję, tylko mam teraz przerwę na lunch...


Przychodzi blondynka do sklepu ze sprzętem RTV. Mówi do sprzedawcy,
- Poproszę ten mały, biały telewizor.
Na to sprzedawca:
- Blondynkom nie sprzedajemy.
Blondynka przefarbowała się na brąz i przyszła ponownie:
- Poproszę ten mały, biały telewizor.
- Blondynkom nie sprzedajemy.
Na to blondynka:
- Skąd pan wiedział, że jestem blondynką?
- Bo to nie telewizor, tylko kuchenka mikrofalowa.


Przychodzi blondynka do sklepu i mówi:
- Proszę dziesięć pułapek na myszy.
- Po co pani tyle pułapek? Przecież wczoraj już pani kupiła dziesięć.
- Te wczorajsze są już zajęte...


Przychodzi tęga baba do sklepu i pyta?
- Są biustonosze na mnie?
- Niestety, nie ma.
- To poproszę dwa spadochrony i gumkę.


Dzwoni klient do masarni:
- Czy pierś z kurczaka pan ma?
- Mam.
- A czy łopatkę pan ma?
- Mam.
- No to musi pan śmiesznie wyglądać.


Przychodzi facet do sklepu i pyta się?
- Macie jakieś bardzo trudne puzzle?
- Mamy. Może być pustynia 500 części?
- Nie , to na pięć minut. Może coś cięższego?
- No, a na przykład ocean 1500 części.
- Nie. To na 10 minut.
Dobrze, mam najtrudniejszy zestaw, niebo nocą 2500 części.
- Czy nie macie naprawdę nic trudniejszego? Może być trójwymiar...
- Niech pan idzie do piekarni po bułkę tartą i poskłada sobie z niej rogalik.


Rozmowa dwóch Polaków przed sklepem monopolowym:
- Wezmę dwie.
- Weź jedną, tyle nie wypijemy.
- Wezmę dwie, damy radę.
- Nie damy, zobaczysz.
- Damy radę. Biorę dwie.
Wchodzi do sklepu:
- Poproszę skrzynkę wódki i dwie lemoniady.


Blondynka kupiła sobie komórkę. Otrzymała telefon stojąc akurat w kolejce za miesem.
Odebrała.
- O cześć Kasiu, skąd wiedziałaś, że jestem w sklepie?


W sklepie spożywczym kobieta pyta sprzedawcy:
- Czy ma pan makaron w kolankach?
- Nie, ale mam włoski na jajkach.


Kilka minut przed zamknięciem masarni, do sklepu wpada kobieta.
- Proszę pana! - krzyczy od progu w stronę sprzedawcy.
- Mam niespodziewanych gości i muszę dać im coś do zjedzenia. Ma pan jeszcze kurczaki.
- Taaaak. - odpowiedział sprzedawca, leniwym krokiem podszedł do zamrażalnika i wyciągnął ostatniego kurczaka. Położył go na wadze:
- Kilo osiemdziesiąt...
- Oj, to trochę za mały. Większego pan nie ma?
Sprzedawca bez słowa zabrał kurczaka z wagi, zaniósł go do zamrażalnika - udając, że wyjmuje innego przyniósł go z powrotem.
Tym razem jednak, kładąc go na wadze, przycisnął kciukiem:
- Ten waży dwa kilo - powiedział.
Usłyszawszy to, uradowana kobieta krzyknęła:
- Doskonale! Biorę oba!


Zona wysyła męża - programistę do sklepu:
- Kup parówki, a jak będą jajka, to kup dziesięć.
Mąż w sklepie:
- Są jajka?
- Tak.
- To poproszę dziesięć parówek.


Wchodzi blondynka do sklepu obuwniczego.
- Proszę buty rozmiar 100.
- Nie mamy takich dużych rozmiarów.
- To poproszę 10 par, każda o rozmiarze 10.


Jasio przychodzi do sklepu i głośno odczytuje sprzedawcy, co mama mu zapisała na kartce:
- Kilogram cukru.
- 20 deko szynki.
- Paczka makaronu.
- Mleko i policz, czy dobrze wydał ci resztę ten stary oszust!


Wyobraź sobie - mówi sąsiad - że byłem wczoraj w domu towarowym i na minutę zgasło światło....
- Pewnie się nieźle obłowiłeś?
- Niestety, byłem w dziale meblowym!


Właściciel sklepu warzywniczego żali się stałemu klientowi:
- Przychodzi do sklepu masa ludzi, którzy tylko dotykają towar i niczego nie kupują.
Bardzo tego nie lubię!
- A co ja mam powiedzieć? - macha ręką klient.
- Ja mam cztery córki...


Przychodzi klient do sklepu i pyta:
- Przepraszam, czy te ryby są świeże?
- Nie wiem, proszę pana, ja tu pracuję dopiero pół roku.


W aptece stoi nieśmiały chłopak. Gdy klienci wyszli, aptekarz pyta:
- Co, pierwsza randka?
- Gorzej - odpowiada chłopak - pierwsza wizyta u mojej dziewczyny.
- Rozumiem - mówi aptekarz - masz tu prezerwatywę.
Chłopak się rozochocił:
- Panie, daj pan dwie, jej mama podobno też fajna dupa.
.......
Po wizycie dziewczyna mówi do chłopaka:
- Gdybym ja wiedziała, że ty taki niewychowany. Cały wieczór nic nie powiedziałeś i patrzyłeś na podłogę... nigdy bym ciebie nie zaprosiła.
- A gdybym ja wiedział, że twój ojciec jest aptekarzem, też bym nigdy do was nie przyszedł!
.......


Jedna pchła do drugiej pchły:
- Kochasz mnie?
- Tak!
- To kup mi psa!


Przychodzi facet do sklepu za pięć 18 i mówi:
- Poproszę pół arbuza.
Sprzedawca:
- Nie mogę sprzedać pół arbuza, bo zaraz zamykamy i druga połówka mi się popsuje.
Na to klient:
- Nic mnie nie obchodzi, chcę pół arbuza.
Sprzedawca idzie na zaplecze zapytać kierownika, a klient, niezauważony, za nim.
- Panie kierowniku, - mówi sprzedawca - jakiś dupek chce kupić pół arbuza.
Kierownik daje dyskretne znaki, że klient stoi z tyłu. Na to sprzedawca:
- A ten pan przyszedł po drugą połówkę, no to mogę mu sprzedać?
Facet kupił arbuza, poszedł, a kierownik pyta:
- Skąd u pana taka dyplomacja.
- Bo ja dużo podróżuję i dużo uczę się o ludziach. Mogę dużo powiedzieć na podstawie np. pochodzenia.
- Tak? A co pan powie o kanadyjczykach?
- To same k... i hokeiści.
- A to ciekawe, bo moja żona jest z Kanady.
- Tak? A w której drużynie gra?